Oj, no dzieje się, dzieje! Jeśli myślałaś, że po wakacjach M jak miłość delikatnie ruszy z fabułą, to wiedz, że twórcy nie biorą jeńców. W 1874 odcinku dostaniemy rozwód Karskich, triumfalny uśmiech Mariusza i… kłamstwo Kasi, które może wysadzić w powietrze cały ten „happy end”. Serio, TVP2 wkręca nas w taki emocjonalny rollercoaster, że popkorn lepiej zamawiać hurtowo.
Rozwód Karskich: szybki, łatwy i… bez awantur?!
Kto liczył na dramaty w sądzie, rozdzieranie koszul i krzyki na sali rozpraw, ten może się zdziwić. Bo w 1874 odcinku rozwód Kasi i Jakuba pójdzie gładko jak maseczka wygładzająca na TikToku.
Jakub – mimo że Kasia wywinęła mu niezły numer – nie podniesie rękawicy. Sędzia elegancko orzeknie rozwód już na pierwszej rozprawie. I chociaż z boku będzie to wyglądało jak upragnione zamknięcie pewnego rozdziału, prawda jest taka, że biedny Kuba jeszcze nie ma pojęcia, w co został wplątany.
A przecież nie wie, że Kasia naprawdę nosi jego dziecko! Tak, dobrze czytasz. Sanocki, który tak bardzo cieszy się z „nowej rodziny”, nie ma bladego pojęcia o tym małym, ale fundamentalnym szczególe.
Mariusz – triumfator, któremu ktoś zapomniał powiedzieć prawdę
Mariusz w tym wątku wychodzi jak zwycięzca gali rozdania Oscarów. Ma u boku Kasię, ma dziecięce buciki w planach i minę człowieka, który „wygrał życie”. Na sali sądowej roześmiany od ucha do ucha, jakby ktoś właśnie ogłosił darmowy open bar.
Ale! No właśnie jest jedno „ale”…
Mariusz nie ma pojęcia, że dziecko, którym się tak ekscytuje, to nie jego, tylko Jakuba. I to jest ta ironia losu, przy której scenarzyści pewnie otwierali szampana z dumy.
No bo pomyśl – jak głośno śmiać się będziemy, kiedy sekret wyjdzie na jaw? 🙂
Kasia – mistrzyni kłamstw w wersji XXL
Jeśli rozdawaliby medale za spryt (albo tupet), Kasia zgarnęłaby złoto. Kłamie jednocześnie dwóch facetów: byłemu mężowi i obecnemu partnerowi. A robi to z taką gracją, że aż widz zastanawia się: „ej, serio oni się nie kapnęli?!”
Dlaczego tak robi? IMO (czyli moim skromnym zdaniem), Kasia boi się, że gdyby Sanocki dowiedział się prawdy o ojcostwie, jego triumfalny plan wzięłyby w łeb szybciej niż noworoczne postanowienia o siłowni.
Więc kłamstwo trwa. A my siedzimy przed ekranem i z jednej strony wkurzamy się, a z drugiej – no przecież chce się to oglądać.
Jakub – niby przegrany, ale chyba jednak nie do końca
Powiedzmy sobie wprost: patrząc na uśmiech Mariusza i fałszywą pewność Kasi, Jakub wygląda jak ten, który „stracił wszystko”. Ale halo, nie przesadzajmy.
Po pierwsze, ma przy sobie lojalnych ludzi. Jego wspierają na sali rozpraw Marcin, Piotrek, a nawet Martyna, która coraz częściej pojawia się obok niego. I to właśnie ona stanie się dla niego ramieniem, na którym może się wypłakać.
Po drugie – każdy, kto ogląda M jak miłość dłużej niż dwa sezony, wie, że tzw. „przegrani” zwykle wychodzą z takich dramatów… najlepiej. Karma w tym serialu działa jak dobrze zaprogramowany bumerang.
Martyna wkracza do gry – i nagle robi się ciekawiej
Kiedy tak na sali sądowej Kasia bryluje z Mariuszem, Martyna zbliża się do Jakuba. I to nie jako „dobra koleżanka”. Ich relacja nabiera emocjonalnej głębi, której fani dawno się domagali.
A czy ta dwójka stanie się nowym ulubionym duetem widzów? Oj, wszystko wskazuje na to, że tak. Bo przecież w M jak miłość pustki w sercach nigdy długo nie trwają.
Największy wygrany? Największa ofiara?
Podsumujmy fakty:
- Kasia triumfuje, ale kłamstwo kiedyś runie.
- Mariusz chodzi jak paw, choć żyje w iluzji.
- Jakub oficjalnie przegrywa w sądzie, ale zyskuje czyste konto i nową szansę z Martyną.
Więc kto tu naprawdę wygrywa? No właśnie – odpowiedz sobie sama. Ale przyznaj: trudno nie czuć lekkiej satysfakcji na myśl o scenie, gdy prawda o ojcostwie wyjdzie na jaw. To będzie moment wart ujęcia slow-motion.
M jak miłość – czyli dlaczego jeszcze nas to kręci?
Każdy sezon przynosi swoich ulubieńców i czarne charaktery. Ale najważniejsze, że emocje trzymają się tu na dobrym poziomie. Rozwód, zdrada, tajemnica ojcostwa – to przecież gotowy scenariusz na telenowelę, która nigdy się nie nudzi.
Powiem Ci szczerze: czasem się łapię na tym, że podczas takiego odcinka więcej komentuję niż oglądam. „No nie wierzę, że oni się na to nabrali!”, „Serio, Kasia? SERIO?” – to są standardowe teksty wrzucane w trakcie seansu. A Ty też tak masz?
Podsumowanie – wielki teatr iluzji
W 1874 odcinku M jak miłość dostajemy rozwód, triumfacyjne uśmiechy i kłamstwo większe niż plakat z wyborów prezydenckich. Widz patrzy i myśli: „no dobra, ale to się długo nie utrzyma”. I właśnie to trzyma przed ekranem – ta świadomość, że gdy klamka naprawdę zapadnie, konsekwencje będą mocniejsze niż sama rozprawa.
Kasia może dziś tańczyć w ramionach Mariusza, a Jakub zalewać smutek kawą z Martyną. Ale prawda ma to do siebie, że lubi pukać do drzwi w najmniej wygodnym momencie. I wtedy naprawdę będzie co oglądać.
I wiesz co? Założę się, że ten odcinek wzbudzi więcej emocji niż niejeden finał sezonu. Bo jak to bywa w M jak miłość – największe zwycięstwa okazują się tylko preludium do jeszcze większych dramatów.
Także trzymaj się mocno fotela, bo nadchodzi prawdziwe tornado na Deszczowej.