Miało być święto przyjaźni i męskiej wolności, a zamieniło się w cichą stypę po złamanym sercu. Wieczór kawalerski Marcina Chodakowskiego w 1887 odcinku „M jak miłość” stanie się sceną rozdzierającego dramatu Jakuba Karskiego. Podczas gdy jego najlepszy przyjaciel będzie odliczał godziny do ślubu z ukochaną, Jakub spojrzy w lustro i zobaczy w nim cień mężczyzny, którym nigdy nie będzie. Morze alkoholu, które poleje się tego wieczoru, nie zagłuszy bólu po stracie, a jeden telefon w środku nocy obnaży całą prawdę o jego rozpaczy.
To, co wydarzy się w barze, gdzie przyjaciele mieli celebrować ostatnie chwile wolności Marcina, na długo pozostanie w pamięci widzów. Szczęście Chodakowskiego, który lada moment założy rodzinę z Kamą, stanie się dla Karskiego solą w ranie. Każdy uśmiech, każdy toast będzie dla niego bolesnym przypomnieniem o własnej porażce – o Kasi, która odeszła, i o dziecku, które nosi pod sercem, a które należy do innego. Czy to już ostateczne dno, z którego Jakub się nie podniesie? Przygotujcie się na emocjonalny rollercoaster, bo prawda jest bardziej bolesna, niż możecie sobie wyobrazić.
Gorzkie świętowanie i bolesna prawda. Jakub na dnie
Wieczór kawalerski Marcina od samego początku nie będzie przypominał radosnej, męskiej imprezy. Gdy Jakub Karski pojawi się w umówionym miejscu, jego twarz będzie pozbawiona jakichkolwiek emocji. Zamiast entuzjazmu, w jego oczach malować się będzie głęboki smutek i rezygnacja. Mimo obecności Olka, atmosfera będzie gęsta od niewypowiedzianych słów i żalu. Szybko stanie się jasne, że to spotkanie to jedna wielka porażka, a świętowanie przyszłego szczęścia Marcina tylko pogłębi dramat jego najlepszego przyjaciela.
Dla Jakuba każdy moment tej imprezy będzie jak cios prosto w serce. Patrząc na radosnego Marcina, zobaczy odbicie życia, o którym sam tak bardzo marzył. Rodzina, ukochana kobieta u boku, perspektywa ojcostwa – wszystko to, co wydawało mu się na wyciągnięcie ręki, legło w gruzach. Myśli Karskiego nieustannie będą krążyć wokół Kasi. Nie potrafi jej znienawidzić, ale nie umie też wybaczyć zdrady i faktu, że buduje swoje szczęście na jego nieszczęściu. To uczucie bezsilności i straty będzie go miażdżyć z każdą minutą.
Co najgorsze, Jakub wciąż nie zdaje sobie sprawy z druzgocącej tajemnicy, którą Kasia skrywa przed całym światem. Męczy się myślą o jej ciąży z Mariuszem, nie mając pojęcia, że to on jest prawdziwym ojcem dziecka. Ta brutalna ironia losu sprawia, że jego cierpienie jest jeszcze bardziej tragiczne. Obserwuje, jak wali się jego świat, podczas gdy klucz do prawdy jest tuż obok, a on sam pozostaje w bolesnej nieświadomości, która napędza jego upadek.
Pijany telefon rozpaczy! Tylko ona mogła go wysłuchać
Udręczony wizją szczęścia Kasi i Marcina, Jakub znajdzie jedyne, znane mu ukojenie – alkohol. Podobnie jak wtedy, gdy po rozstaniu zaszył się w leśniczówce, znów sięgnie po butelkę, by choć na chwilę zapomnieć. Kieliszek za kieliszkiem będzie pogrążał się w otchłani, a wspomnienia o zdradzie żony i utraconej przyszłości będą wracać z podwójną siłą. Wtedy to właśnie Martyna wyciągnęła do niego pomocną dłoń i uświadomiła mu, że picie to droga donikąd. Teraz jednak jej wsparcie jest daleko, a Jakub jest sam ze swoimi demonami.
W pewnym momencie, pod wpływem alkoholu, Karski poczuje, że nie da rady dłużej dusić w sobie tego bólu. W tłumie fałszywych uśmiechów i pustych toastów zda sobie sprawę, że jest tylko jedna osoba, która może go zrozumieć. To Martyna, przyjaciółka, która stała mu się bliższa niż ktokolwiek inny. Chwiejnym krokiem wyjdzie na zewnątrz i z drżącymi dłońmi wybierze jej numer. Ten pijany telefon będzie jego ostatnią deską ratunku, rozpaczliwym krzykiem o pomoc w momencie totalnego załamania.
Gdy Martyna odbierze, z ust Jakuba popłynie strumień gorzkich słów. Opowie jej o wszystkim – o tym, jak widok szczęścia Marcina go dobija, i o tym, jak nie może przestać myśleć o Kasi. W jego głosie słychać będzie całą rozpacz człowieka, który stracił sens życia. Słowa, które wypowie, złamią niejedno serce: „- Jest tak jak miało być. Wszystko się zgadza. Miłość, dziecko, tylko nie moje…”. Ta dramatyczna spowiedź obnaży jego wciąż żywe uczucie i ból, który rozrywa go od środka.