„M jak miłość” odcinek 1866: Franka urodzi w płomieniach! Pożar, strażacy i niezwykły poród

Przez Basia J
Źródło: MTL Maxfilm

Czy można przewidzieć przyszłość we śnie? Franka w 1866. odcinku „M jak miłość” przekona się, że czasem podświadomość mówi więcej, niż chcemy przyznać. Jej sen o porodzie stanie się rzeczywistością – i to w spektakularny sposób! Pożar, strażacy i eskorta do szpitala – narodziny jej syna zapadną wszystkim w pamięć.

Poród to zawsze wielkie wydarzenie, ale narodziny Antoniego Lucjana Zduńskiego przejdą do historii jako jedne z najbardziej dramatycznych! Paweł nawet nie podejrzewa, że jego żona nie tylko urodzi wcześniej, niż zakładano, ale zrobi to w wielkim stylu. Franka nieświadomie wywoła pożar w bistro, a wszystko przez sen, który zdawał się tylko nieistotną fantazją. Strażacy pojawią się na miejscu w samą porę – i nie tylko ugaszą płomienie, ale staną się nieoczekiwanymi świadkami jej porodu.

Sen, który stał się rzeczywistością

Franka od dłuższego czasu próbowała odsunąć myśli o zbliżającym się porodzie. Do rozwiązania pozostały jeszcze dwa tygodnie, więc chciała skupić się na pracy. Jednak w nocy nawiedził ją niezwykle realistyczny sen – rodzi właśnie 1 marca, w bistro, w otoczeniu chaosu i zamieszania. Nie powiedziała o tym nikomu, uznając to za zwykłą igraszkę wyobraźni.

Los jednak miał inne plany. Podczas rozmowy z Kingą o nowym kelnerze, Franka na moment odpłynęła myślami. Wystarczyła chwila nieuwagi – i doszło do małego, lecz groźnego pożaru. Płomienie zaczęły rozprzestrzeniać się po kuchni, a panika szybko ogarnęła wszystkich obecnych. Na miejsce wezwano straż pożarną, nieświadomi, że to dopiero początek emocji tego dnia.

Strażacy na ratunek – i nie tylko!

Kiedy ogień został opanowany, wydawało się, że sytuacja wróciła do normy. Nic bardziej mylnego! Franka, wciąż w szoku po wydarzeniach, nagle poczuła silne skurcze. To był ten moment – jej syn postanowił przyjść na świat! Marysia, która akurat znajdowała się w pobliżu, natychmiast przejęła kontrolę nad sytuacją.

Nie było czasu do stracenia – trzeba było jechać do szpitala. Problem w tym, że Franka nie mogła czekać na karetkę. Strażacy, którzy jeszcze byli na miejscu, bez wahania zaoferowali swoją pomoc. W eskorcie syren i migających świateł, samochód Marysi ruszył w stronę szpitala, a Franka walczyła z coraz silniejszymi skurczami.

Wielki finał – narodziny Antoniego Lucjana

Paweł otrzymał telefon w najmniej spodziewanym momencie. Gdy usłyszał w tle wycie syren strażackich, nie miał pojęcia, co się dzieje. Franka, mimo bólu, postanowiła obrócić wszystko w żart:

– Nasz syn postanowił przyjść na świat w wielkim stylu!

Kiedy w końcu dotarli do szpitala, lekarze byli gotowi na wszystko. Chłopiec nie zamierzał czekać – już po chwili Franka mogła trzymać w ramionach swojego syna. Antoni Lucjan Zduński ważył prawie cztery kilogramy i od razu zdobył komplet punktów w skali Apgar.

Paweł, patrząc na maleństwo, był wzruszony jak nigdy dotąd. Jego żona z uśmiechem skwitowała całą sytuację:

– Taki okruszek, a rabanu na pół miasta narobił!

To były narodziny, jakich nikt się nie spodziewał – pełne emocji, niespodziewanych zwrotów akcji i niecodziennych bohaterów. Ale jedno było pewne: mały Antoni od samego początku udowodnił, że uwielbia być w centrum uwagi.

Udostępnij