Dziewczyny, powiem Wam szczerze, oglądałam finałowy odcinek „M jak miłość” i miałam ciarki żenady, kiedy Kama klęknęła przed Marcinem. Serio, w 2025 roku? Chodakowski miał na twarzy wypisane wszystko – od zażenowania, przez presję, po rezygnację. A potem, jakby z litości, włożył jej ten pierścionek. I teraz wszyscy zadajemy sobie to samo pytanie: czy małżeństwo, które zaczyna się od takiego emocjonalnego szantażu, ma w ogóle jakąkolwiek szansę na przetrwanie? Fani nie mają wątpliwości, a ja… cóż, mój wewnętrzny radar na dramy krzyczy, że to się nie może dobrze skończyć.
Ślub, na który nikt (oprócz Kamy) nie czekał?
Pamiętacie tę scenę? Kama ze łzami w oczach, trzęsącymi się rękami i pierścionkiem, który wyglądał, jakby go wyciągnęła z paczki chipsów. A obok niej Marcin, facet po przejściach, który ewidentnie nie palił się do kolejnego ołtarza. Jego mina mówiła więcej niż tysiąc słów. Wyglądał, jakby właśnie dostał wezwanie do urzędu skarbowego, a nie propozycję spędzenia reszty życia z ukochaną. Czy to jest romantyczne? Czy to jest fundament, na którym buduje się szczęśliwy związek? No chyba nie.
Mimo wszystko, słowo się rzekło. Marcin powiedział „tak”, a w nowym sezonie po wakacjach czeka nas ich ślub. Scenarzyści z pewnością zaserwują nam piękną ceremonię, białą suknię i wzruszone ciotki. Tylko co z tego, skoro w powietrzu unosi się zapach katastrofy?
Mam wrażenie, że Kama tak bardzo chciała złapać „księcia z bajki”, że zapomniała zapytać, czy książę w ogóle chce być złapany. Wepchnęła go w te zaręczyny, a on, jako facet z klasą (i pewnie poczuciem winy po całej akcji z porwaniem), po prostu nie potrafił odmówić zapłakanej kobiecie. To nie miłość, to kapitulacja.
Fani nie zostawiają na nich suchej nitki. Internet wydał wyrok!
Jeśli myślicie, że tylko ja mam takie sceptyczne podejście, to jesteście w błędzie. Wystarczyło wejść na profil „Super Express Seriale” na Facebooku, żeby zobaczyć, co naprawdę myślą widzowie. I powiem Wam jedno – nie bawią się w dyplomację. Ludzie widzą to dokładnie tak samo jak ja! To wręcz niesamowite, jak zbiorowa mądrość fanów często przewyższa pomysły scenarzystów.
Zebrałam dla Was najciekawsze komentarze. Przygotujcie popcorn, bo jest co czytać:
- „Kama to takie puczydło do tego bardzo naiwna i natrętna. Do tych zaręczyn to go w sumie zmusiła, bo głupio jemu było kobiecie zapłakanej odmówić. Żal takiej desperackiej sceny” – Ktoś tu trafił w samo sedno. Słowo klucz: desperacja.
- „Będzie szybki rozwód” – Krótko, zwięźle i na temat. Bez owijania w bawełnę.
- „Wymuszony ślub i szybki rozwód” – Ten komentarz to w zasadzie idealne streszczenie przyszłych odcinków.
- „Związek, którego nigdy nie powinno być” – Mocne słowa, ale czy nieprawdziwe? Pomyślcie o tym.
- „Ślub na siłę, to i siła związku nijaka” – Piękna i brutalnie szczera puenta.
- „Nie pasują do siebie i będzie rozwód” – To chyba najczęstszy argument i, szczerze mówiąc, najtrudniejszy do obalenia.
- „Kamę też zostawi” – Auć. Porównanie do Izy nasuwa się samo, prawda?
Widzicie? Ludzie nie kupują tej bajeczki. Czują fałsz na kilometr. I IMO, mają absolutną rację. Ta relacja od początku była budowana na kruchych fundamentach – na wdzięczności Marcina i zauroczeniu Kamy. A to za mało, żeby przetrwać prawdziwe życiowe burze.
Dlaczego ten związek może się nie udać? Analizujemy (bezlitośnie)!
Dobra, zostawmy na chwilę komentarze i przeanalizujmy to na chłodno. Co, oprócz tych nieszczęsnych zaręczyn, skazuje ten związek na porażkę? Mam kilka typów.
Wymuszone zaręczyny to czerwona flaga wielkości baneru reklamowego
Zacznijmy od podstaw. Kiedy jedna osoba w związku musi uciekać się do manipulacji lub presji, żeby dostać to, czego chce (w tym wypadku ślub), to jest to gigantyczny, czerwony, pulsujący neon z napisem: „UCIEKAJ!”. Zdrowa relacja opiera się na partnerstwie i wspólnym podejmowaniu decyzji. Tutaj mieliśmy jednostronną akcję, która postawiła Marcina pod ścianą. Jak on ma teraz czuć się w tym związku bezpiecznie i po partnersku?
Różnice charakterów, które aż kłują w oczy
Spójrzmy prawdzie w oczy: Kama i Marcin to dwa różne światy. Ona jest trochę naiwna, emocjonalna, momentami infantylna. On to zraniony facet, detektyw, który na co dzień obcuje z mroczną stroną życia. Ona marzy o domku z ogródkiem i gromadce dzieci, on prawdopodobnie marzy o świętym spokoju i butelce dobrej whisky. Czy naprawdę widzicie ich, jak po 10 latach małżeństwa wspólnie rozwiązują krzyżówki i planują wakacje? Ja też nie.
Kama potrzebuje kogoś, kto będzie ją nosił na rękach i spełniał jej romantyczne fantazje. Marcin potrzebuje partnerki, która zrozumie jego demony i da mu przestrzeń. Te potrzeby są po prostu sprzeczne. W końcu któreś z nich pęknie. A ja obstawiam, że to będzie Marcin.
Praca razem? To przepis na katastrofę!
Jakby tego było mało, scenarzyści dołożyli do pieca kolejny problem. Pamiętacie, że Kama straciła swój butik? No więc, zgadnijcie, kto ją przygarnął pod swoje skrzydła. Oczywiście, że Marcin! Zatrudnił ją w swojej agencji detektywistycznej. FYI, to kolejny pomysł, który wyszedł od niej.
Z własnego doświadczenia wiem, że mieszanie życia prywatnego z zawodowym to stąpanie po bardzo cienkim lodzie. A w ich przypadku to już nie jest lód, to cieniutka warstewka szronu na powierzchni oceanu. Teraz będą razem 24/7. Każde nieporozumienie z domu przeniosą do pracy, a każdy stres z pracy – do domu. To idealne warunki do eskalacji konfliktów.
A może jednak jest dla nich jakaś nadzieja?
Żeby nie było, że jestem tylko złą wróżką, spróbujmy znaleźć jakieś pozytywy. Teoretycznie. Może Marcin, mówiąc „tak”, naprawdę chciał zamknąć za sobą rozdział pod tytułem „Iza” i zacząć od nowa? Może widzi w Kamie dobro i prostotę, której brakowało w jego poprzednim, skomplikowanym życiu?
Może ten ślub, choć wymuszony, stanie się dla nich nowym otwarciem? Czasem w życiu podejmujemy decyzje pod wpływem impulsu, które ostatecznie okazują się słuszne. Pytanie tylko, czy świat seriali rządzi się takimi samymi prawami jak prawdziwe życie. Zazwyczaj nie. Dramaturgia wymaga konfliktów, a nic nie generuje ich lepiej niż źle dobrana para.
Podsumowując: odliczanie do rozwodu czas zacząć
Podsumujmy fakty. Mamy ślub, który został na Marcinie wymuszony. Mamy rzeszę fanów, którzy wieszczą szybki rozwód. Mamy parę, która do siebie nie pasuje jak ananas do pizzy (choć niektórzy to lubią, ale to wyjątki!). I mamy perspektywę wspólnej pracy, która może tylko pogorszyć sytuację.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to małżeństwo skończy się szybciej, niż się zaczęło. Oczywiście, scenarzyści mogą nas zaskoczyć i zafundować im sielankę, ale… kogo my oszukujemy? To „M jak miłość”, a nie komedia romantyczna. Tu musi być dramat, łzy i rozstania.
A Wy co myślicie? Dajecie im szansę, czy już odliczacie odcinki do złożenia pozwu rozwodowego? Dajcie znać w komentarzach! 🙂